|Z Rynku | Szacowany czas czytania artykułu: 4 minut
Lipiec 2019 roku był kolejnym miesiącem, w którym pierwsze skrzypce ponownie zagrały EBC i FED. Ich decyzje, zaplanowane na odpowiednio 25 i 31 lipca, były przedmiotem narastających oczekiwań rynkowych na upragnioną stymulację, która w oczach rynku stała się ważniejsza niż pogarszające się perspektywy gospodarcze.
Zarówno Europejski Bank Centralny, jak i amerykańska Rezerwa Federalna, nie spełniły jednak oczekiwań rynków. Pierwszy zasygnalizował rozpoczęcie prac nad łagodzeniem polityki pieniężnej, niekoniecznie poprzez obniżki stóp, z jednoczesnym łagodzeniem negatywnego wpływu tego luzowania na europejski sektor bankowy. Drugi zaskoczył komentarzem o „jednorazowej” formule obniżki o zaledwie 25 punktów bazowych (warte odnotowania jest, że FED obniżył stopy procentowe po raz pierwszy od 10 lat!). Powściągliwe komunikaty da się uzasadnić racjonalnym podejściem do polityki monetarnej w zaawansowanej fazie cyklu gospodarczego, jak również niechęcią do globalnej konkurencji o osłabianie walut krajowych. Powyższa powściągliwość z pewnością nie trafiła jednak w gusta ani inwestorów, ani prezydenta USA. Co ciekawe, oba banki, co jest nowością szczególnie w odniesieniu do FED, nie cieszą się szczególnym uznaniem rynku, który zignorował ich stanowisko i krótko po decyzjach nadal wyceniał kontynuację cyklu łagodzenia polityki pieniężnej.
W lipcu rekordy notowały wszystkie trzy najważniejsze indeksy amerykańskie to jest Nasdaq 100 (+2,4%), S&P 500 (+1,4%) i DJIA (+1,1%). Wpierające okazały się wyniki spółek. Oczekiwany w II kwartale spadek zagregowanych zysków uczestników indeksu S&P 500 wynosił -2,7%, jednak na podstawie obecnych raportów (zaraportowało już 77% spółek) obecnie oczekuje się już tylko -1%. Niewątpliwie do spadku wyników przyczyniają się spółki z przemysłowe, na które duży wpływ mają wprowadzane restrykcje handlowe oraz rosnące koszty pracy i surowców. Uspokajającą informacją jest fakt, że ponad 75% spółek, które dotychczas podały wyniki pobiło oczekiwania na poziomie zysków, a niespełna 60% - przychodów. Oznacza to, że fundamenty spółek są cały czas „zdrowe”. Zwracamy też uwagę na sytuację spółek w rozbiciu na te, które większą część przychodów osiągają z eksportu oraz generujące ponad połowę przychodów w kraju (USA). Zyski firm narażonych na wojnę celną (z dużym udziałem eksportu) wygenerowały w II kwartale zyski o ponad 11% niższe niż rok wcześniej. W tym samym czasie spółki działające głównie na rynku wewnętrznym poprawiły zyski o 4,4%. Świadczy to przede wszystkim o sile gospodarki USA i amerykańskiego konsumenta.
Od dawna manifestowane niezadowolenie prezydenta USA z polityki monetarnej prowadzonej przez FED przywiodło go do czynów na początku sierpnia, kiedy to na Tweeterze poinformował o planie wprowadzenia 10% ceł na import z Chin o wartości 300 mld USD. Po silnej przecenie z początku bieżącego miesiąca indeks S&P 500 wyceniany jest na poziomie 16,5x zyski (P/E) na najbliższe 12 miesięcy oraz 15,5x na 2020 rok, a więc niewiele powyżej wieloletnich średnich. O ile nie są to wyceny skrajnie atrakcyjne, uważamy, że nie sygnalizują tzw. „przegrzania” rynku.
Ekspozycja na handel międzynarodowy szkodzi dużo bardziej Europie niż USA, ponieważ spółki przemysłowe stanowią zdecydowanie większy udział w indeksie STOXX 600, niż S&P 500. Z dotychczas opublikowanych raportów (ok. 65% spółek) wynika, iż spółki europejskie zanotowały zyski o 1,5% mniejsze niż rok wcześniej, pomimo przychodów o 2% wyższych, co świadczy o ciągle pogarszających się marżach. Na Starym Kontynencie mniej okazale wygląda również statystyka „bicia” oczekiwań. Na chwilę obecną powyżej konsensusu zysków znalazło się 58% podmiotów, a przychodów - 57%. Po części tłumaczy to słabsze zachowanie giełd europejskich. DAX zniżkował w ubiegłym miesiącu o 1,7%.
Aktualna wycena indeksu Stoxx 600 to 13,5x zyski na najbliższe 12 miesięcy i 13x zyski na przyszły rok. O ile „optycznie” Europa wydaje się tańsza i niedowartościowana w stosunku do USA, uważamy, o czy pisaliśmy już wielokrotnie, że jest to dyskonto całkowicie uzasadnione, ze względu na mniejszą innowacyjność oraz wprost fundamentalnie - niższe wzrosty zysków oraz rentowność, i taki stan rzeczy powinien się naszym zdaniem utrzymywać. Historyczna średnia wartość mnożnika P/E na przestrzeni ostatnich 29 lat to około 14,9x a więc mówimy tu o 10% dyskoncie do średniej.
Na krajowym podwórku ponownie najlepiej radził sobie sWIG80 (+1,9%). Słabiej wypadły WIG20 (-0,7% i -3,6% w USD, co było wynikiem znacznie słabszym niż MSCI EM, gdzie spadek wyniósł 1,2%) oraz mWIG40 (-2,5%). Jest to po części efekt słabego zachowania banków, w szczególności tych z dużą ekspozycją na udzielone kredyty frankowe (w lipcu indeks WIG-Banki stracił 5,7%, a najbardziej „frankowe” Santander, mBank oraz Millennium odpowiednio 12% i po 19%). Publikowane raporty za II kwartał wskazują, że banki notują wzrosty przychodów za sprawą rosnących wolumenów udzielanych kredytów. Jednak obecnie sentymentowi do sektora ciążą prasowe doniesienia odnoście przegrywanych przez banki procesów w sprawie kredytów w CHF oraz obawy o wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w tej właśnie kwestii (ma być ogłoszony we wrześniu).
Z drugiej strony lipiec przyniósł następne wezwania na akcje „misiów”. Kolejnymi spółkami, które mogą zniknąć z GPW są Pfleiderer oraz Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin. Warte odnotowania jest, że inwestorzy sięgają po coraz większe spółki (ich bieżąca kapitalizacja to odpowiednio 1,8 mld PLN oraz 0,4 mld PLN), co będzie skutkować powrotem bardziej znaczących poziomów gotówki do funduszy. W połączeniu z malejącymi odpływami z TFI oraz zapisami w ustawie o OFE ograniczającymi podaż polskich akcji, poprawia to sytuację płynnościową funduszy, a „świeże” środki mogą zostać przeznaczone na nowe zakupy.Sesja wygaśnie za:
Rozpocznij dyskusję
Komentarze (0)